4:38 PM Ambassada |
To zrozumiałe, że angaż Roberta Więckiewicza do roli zdziecinniałego Hitlera i przebranie celebryty z satanistycznym sznytem – Adama Darskiego – w strój Ribbentropa wydawały się dystrybutorom filmu na tyle kontrowersyjne, żeby uczynić z nich gwóźdź promocji nowej komedii Juliusza Machulskiego. Trudno jednak nie zachodzić w głowę, jak reżyser z tak dużym doświadczeniem i tyloma świetnymi filmami na koncie mógł uważać, że te wybory castingowe okażą się zabawne i rozśmieszą widownię. Tym bardziej że to – niestety – nie jedyne pomyłki obsadowe w "Ambassadzie". Po całkiem udanym "Ile waży koń trojański" Juliusz Machulski wrócił do motywu podróży w czasie. Tym razem stawką jest ocalenie stolicy – spełnienie marzeń wielu niepogodzonych z niemal całkowitym zburzeniem miasta warszawiaków. Oto przypominająca bohaterkę "Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia" Melania (Magdalena Grąziowska) i jej drętwy, zapatrzony w siebie mąż Przemek (Bartosz Porczyk) przeprowadzają się do kamienicy na ulicy Pięknej w Warszawie, gdzie wcześniej mieściła się niemiecka ambasada. Melania odkrywa, że winda w ich budynku umożliwia przenoszenie się w czasie – z sierpnia 2012 do sierpnia 1939 roku. To, co uderza w "Ambassadzie" w pierwszej kolejności, to emfatyczna gra aktorska głównych bohaterów. Magdalena Grąziowska i Bartosz Porczyk wyglądają, jakby odgrywali swoje kwestie na scenie. Mało w nich luzu, a mnóstwo stereotypów i oczywistości. Do tego dochodzą kostiumy wyglądające na wypożyczone z teatralnej garderoby i ciasne kadry, co sprawia, że "Ambassadzie" znacznie bliżej do teatru telewizji niż pełnometrażowego filmu kinowego. Wspomniani Robert Więckiewicz i Adam Darski też filmu nie "robią", szczególnie że gagi gwiazdy "Wałęsy" ograniczają się do puszczania bąków w toalecie, a lidera Behemotha – do mrużenia oczu i napinania policzków. Niestety nie ma w "Ambassadzie" zbyt wielu udanych dowcipów (chociaż przyznaję, że to akurat kwestia gustu). Są za to niejasności, irytujący bohaterowie i leniwe rozwiązania scenariuszowe. Zupełnie nieprawdopodobna jest już sama relacja między Melą a Przemkiem. Czy młode małżeństwo łączy w ogóle jakieś uczucie? Dlaczego Mela – zasadniczo mądra dziewczyna – znosi egocentryzm i zadufanie swojego męża? I co ją tak ciągle cieszy? Oczywiście, bohaterowie komedii nie muszą być od razu wielowymiarowi i skomplikowani psychologicznie. Przydałoby się jednak, żeby byli chociaż wiarygodni i sympatyczni. Bo jeśli oni nie przypadną widzom do gustu, to trudno będzie znaleźć w "Ambassadzie" coś innego, co da się polubić. |
|
Liczba wszystkich komentarzy: 0 | |