8:06 PM Killzone |
Studia first-party szykujące gry na premierę konsol mają bardzo trudne zadanie. Muszą przygotować tytuł, który będzie pokazywał moc sprzętu i jego nowe możliwości, przekona niezdecydowanych graczy do wyboru "tej jedynej słusznej konsoli" i zapewni godziny rozrywki. Gry startowe mają służyć świeżo upieczonym posiadaczom nowych konsol przynajmniej do czasu premiery tytułów spoza okienka startowego.Problem w ich przypadku polega jednak na tym, że developerzy często rozpoczynają pracę mając bardzo ubogie narzędzia developerskie. Są one na bieżąco udoskonalane albo w ogóle pisane od nowa. Dodatkowo uczą się nowego sprzętu, poznają jego możliwości i tajniki. Do tego może zdarzyć się nawet tak, że coś zostanie zmienione przez producenta sprzętu i trzeba część projektu gry wyrzucić do kosza. Ciężko jest więc porównywać tytuły ze środka cyklu życia konsol do tych wydawanych na starcie. I moim zdaniem - pomimo tego, że sporo wymagam jako konsument - należy na nie spojrzeć trochę inaczej. Takie tytuły nie muszą zostać grami generacji, a jedynie dumnie ją rozpocząć.Killzone: Shadow Fall jest właśnie taką grą - doskonałym pokazem tego, co można wycisnąć z PlayStation 4. Uświadamia jaki potencjał ma ta konsola i przede wszystkim, że warto w nią zainwestować. Nie jest to gra na miarę Halo: Combat Evolved, która zdefiniowała gatunek strzelanek na konsolach, ale też chyba nikt tego nie oczekiwał. Takie gry zdarzają się raz na kilka generacji.Nowa odsłona serii słusznie odcina się od trylogii, którą zaczęliśmy poznawać na PlayStation 2 i później śledziliśmy na PlayStation 3. Jest to świetny zabieg, ponieważ pomimo zachowania ciągłości wydarzeń mamy do czynienia ze świeżym startem, tak więc gracze, którzy nie mieli szansy zagrać w poprzednie odsłony nie będą czuli się zagubieni. Akcja toczy się około trzydzieści lat po wydarzeniach z Killzone 3. Helghan został zniszczony i jest niezdatny do życia. Podpisano zawieszenie broni, które oddało Helghastom w posiadanie połowę planety Vekta. Obie rasy żyją obok siebie, odgrodzone potężnymi murami. Rozpoczyna się nowa epoka w uniwersum serii, która kojarzy się z czasami Zimnej Wojny i podziałem Berlina na dwie różne strefy okupacyjne.Napięcie między obiema rasami narasta, co oczywiście jest punktem startowym dla fabuły w grze. Nie będę ukrywał, że jestem wielkim fanem uniwersum Killzone i setting stworzony przez Guerrilla Games jest absolutnym mistrzostwem świata. Gorzej jest jednak z samą fabułą. Z jednej strony pokazuje, że wojna nie jest czarno-biała i obie rasy mają swoje racje, poglądy i idee, które są diametralnie rożne i absolutnie nie do pogodzenia. Z drugiej dostajemy słabo napisane dialogi, bezbarwne postacie i sztampowo poprowadzoną akcję. To sprawia, że nie nawiązujemy żadnej więzi emocjonalnej z bohaterami.Podoba mi się jednak to jak gra zmusza do refleksji, jak dobrze się ją analizuje poprzez porównanie do wydarzeń historycznych i współczesnych. Uważam, że dla Europejczyków, którzy dosyć mocno doświadczyli piętna totalitaryzmu, okresu Zimnej Wojny i ogólnie braku poczucia bezpieczeństwa, odbiór gry będzie zupełnie inny niż dla graczy z pozostałych rejonów świata. Nie zmienia to jednak faktu, że dialogi są po prostu słabe i Guerrilla mogłaby w końcu zatrudnić dobrego pisarza. W przypadku poprzednich gier narzekałem dokładnie na to samo. Brakuje też protagonisty, z którym nawiązalibyśmy jakąś więź emocjonalną. Niby do trzech razy sztuka i po Templarze oraz Sevchenko Guerrillasi mieli szansę zacząć od nowa z nowym, bardziej charakternym bohaterem, ale po raz kolejny zawiedli.Fabuła to tylko jedna z części składowych settingu. Kolejną jest oprawa wizualna. Nie mamy przecież do czynienia z grą, w której dziesięć pikseli stanowi o wyglądzie bohatera, a z piętnastu zbudowane jest drzewo. Dzięki mocy PlayStation 4 artyści mogli wzbić się na wyżyny i zaprezentować swoją wizję przyszłości. I jest to zdecydowanie jedna z najpiękniejszych futurystycznych wizji, jakich miałem okazję do tej pory doświadczyć. Oprawa artystyczna absolutnie powala. Mamy przepiękne miasto na Vekcie zamieszkałe przez Vektan. Są tu drapacze chmur, widać przepych, zachwyca piękna paleta barw. Ciekawym zabiegiem było wykorzystanie w dużej mierze odcieni niebieskiego, które połączone z zielenią (natura) dają wrażenie spokoju i czystości.Następnie zostajemy przeniesieni na drugą stronę muru, gdzie mieszkają Helghaści. Tam paleta barw się zmienia, a wraz z nią architektura oraz styl. Wciąż wygląda to futurystycznie. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że ponownie znaleźliśmy się na Helghanie. Coś absolutnie przepięknego. To jednak nie wszystko, bo gra ma jeszcze więcej do zaoferowania, jeżeli chodzi o warstwę artystyczną. Trzecia misja jest absolutnym majstersztykiem. Architektura statku kosmicznego, implementacja otoczenia bezpośrednio do rozgrywki nawiązuje do Dead Space i Doom 3. Kolejnym przykładem jest druga misja która powala swoim rozmiarem, a także przepięknym oświetleniem. Czy wreszcie piąta, gdzie poznajemy wspomnianą Helghańską wersję Vekty. Każda jest inna i każda dostarcza inne doznania.Gra śmiga oczywiście w 1080p. Liczba klatek animacji nie jest stała, chociaż w większości jest bardzo wysoka. Raz albo dwa podczas rozgrywki zauważyłem spadek liczby klatek animacji. Pod kątem technicznym mamy do czynienia z next-genem i nie ma w ogóle o czym dyskutować. Oczywiście nie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, bo można ponarzekać na słabo wyglądające modele postaci które nie są naszymi przeciwnikami (specjalnie tak napisałem, żeby nie spoilerować). Animacja śmierci (poza zabójstwami melee) oraz fizyka martwych ciał są do poprawy.Fatalnie kończą się także drobne eksperymenty na mapach, które nie zostały przewidziane przez developerów. Stałem na przykład w jednym zniszczonym budynku przy rozwalonym oknie. Jako że nie było w nim szyby, a na zewnątrz jakieś dwa metry poniżej znajdowała się kładka, to postanowiłem na nią wskoczyć. Upadek z dwóch metrów zakończył się natychmiastową śmiercią, tak samo zresztą jak skok do rzeki. Woda zabija! Widać po prostu, że developerzy nie mieli wystarczająco dużo czasu, żeby wszystko dopracować i błędy zgłaszane przez QA były poprawiane w najszybszy możliwy sposób. Psuje to w drobnym stopniu odbiór next-genowości Killzone'a, podobnie zresztą jak brak jakiejkolwiek destrukcji otoczenia. To jednak dopiero początek nowej generacji, więc trzeba naprawdę spojrzeć na to z przymrużeniem oka.Narzekałem trochę na dialogi, to ponarzekam również na aktorów podkładających głosy - wypadli naprawdę słabo i nie są wiarygodni. Warte podkreślenia jest to, że grałem po angielsku, gdyż nie posiadam polskiej wersji językowej. Na recenzję takowej będziecie musieli poczekać do premiery konsoli w Europie [a nawet szybciej, swoje trzy grosze na temat polonizacji dopisał już Paweł na końcu recenzji - przyp. Mielu]. O wiele lepiej jest od strony dźwiękowej, ale i tak głównie w drugiej połowie gry. Wtedy częściej muzyka nadaje tempo rozgrywce i idealnie się z nią łączy. Nie jest to wprawdzie poziom Crysis 2, ale Guerrilla Games wykonało naprawdę solidną robotę i kilka kompozycji spokojnie można dodać do playlisty na naszym telefonie. Świetnym patentem są audiologi, które po znalezieniu odtwarzane są na... padzie! Muszę przyznać, że w kapitalny sposób zwiększa to immersję. Aż mamy wrażenie, że naprawdę znaleźliśmy audiolog i odsłuchujemy go, trzymając go w ręku.Inną nową funkcjonalnością pada jest wykorzystanie panelu dotykowego - używamy go do ustawienia komend dla naszej sowy (OWL). Sowa jest dronem, stanowiącym zastępstwo dla towarzyszy z poprzednich części. Muszę przyznać, że początkowo w ogóle z niej nie korzystałem. Powoli jednak zmieniałem zdanie, co diametralnie przełożyło się na rozgrywkę. Po pierwsze możemy wykorzystać ją jako wabik na przeciwników, dzięki czemu skupią się na niej i nie skierują ognia na nas. Świetnie sprawdza się również jako medyk, kiedy padniemy w trakcie bitwy. Nie gorzej wypada jako urządzenie do stawiania tarcz. Dodatkowo możemy za jej pomocą odpalić ładunek energetyczny i w ten sposób albo powalić przeciwników, albo pozbawić ich tarczy. Ostatnią umiejętnością jest możliwość wykorzystania sowy do wystrzelenia liny, która pozwala dostać się do niedostępnych w inny sposób miejsc. Patent kapitalny, a sterowanie panelem dotykowym jest intuicyjne.Trzeba przyznać, że studio Guerrilla Games przebudowało całą rozgrywkę. Zniwelowało poczucie ciężaru broni, przez co sterowanie w grze jest właściwie identyczne jak w Call of Duty czy najnowszym Battlefieldzie. Nie jest jednak aż tak prosto, gdyż w grze nie znajdziemy autocelowania, co czyni ją mocno skillową. Ja dosyć szybko przekonałem się o tym jak bardzo polegałem na asyście celowania grając w inne gry i musiałem nauczyć się grania w Killzone: Shadow Fall. Dodatkowo rozgrywka nie jest już nastawiona na odpieranie poszczególnych fal przeciwników i parcie przed siebie, żeby pchnąć fabułę do przodu, a do tego każda misja jest inna. Jedna to praktycznie free-roaming, inna polega na skradaniu (jest kapitalna!). Ponadto zazwyczaj mamy co najmniej dwa różne sposoby na rozegranie danego fragmentu, więc zabawy jest tu co niemiara. Do tego zbieramy gazety, strony z komiksów, czy wspomniane wcześniej audiologi. Jedyne co kłuje w oczy, to sztuczna inteligencja przeciwników. Jest ona niedopracowana i absolutnie nie do zaakceptowania. Helghaści bardzo często zachowują się po prostu idiotycznie. Na szczęście nie wpływa to zbytnio na rozgrywkę, gdyż zazwyczaj jest ich wystarczająco dużo na ekranie, by gra stanowiła wyzwanie. Jednak poprawa SI w następnych odsłonach gry to pierwsza rzecz, za którą Holendrzy muszą się zabrać.Tryb wieloosobowy również doczekał się sporych zmian. Brak autocelowania szybko daje się we znaki i potrzeba dużo czasu by się przyzwyczaić do "prawdziwego celowania" (tak dużo, że jeszcze się tego nie nauczyłem). Dzięki temu jednak wiadomo, że rozgrywka jest naprawdę skillowa. Zmienione zostały klasy - teraz mamy tylko trzy: Scout, Assault i Support. Każda z nich ma przygotowane cztery różne szablony z różną bronią i i perkami. Np. Assault może wybrać między sową a boostem. Autorzy wyeliminowali jakikolwiek system levelowania, a zamiast tego rozgrywka opiera się na systemie wyzwań. To one odblokowują nowe przedmioty. W toku rozgrywki możemy odblokować lepsze celowniczki, inne typy granatów czy pistolety.Wszystkie bronie są odblokowane od początku, tak więc nie ma sytuacji w której ktoś grający dłużej ma dostęp do lepszych pukawek, co automatycznie zwiększa jego siłę ognia. Liczy się skill. Podstawowym trybem jest Warzone, który tak jak w poprzednich częściach miesza różne typy gier, np. Team Deathmatch, Search & Destroy, Capture and Hold. Dodatkowo gracze mogą bawić się do woli w zmienianie opcji i budowanie nowych trybów. Jeżeli ktoś chce grać tylko na pistolety, to ma taką możliwość. Fajna sprawa, ale wiadomo, że oryginalny Warzone będzie zawsze w centrum uwagi.Czego brakuje? Trybu Operations, który był dostępny w Killzone 3. Jedna strona atakowała, a druga broniła po kolei kilku punktów na mapie. Trochę tego szkoda. Brakuje także jetpacków, ale to akurat żaden problem, bo bez nich rozgrywka stała się ciekawsza. Ogólnie do dyspozycji graczy oddano 10 nowych mapek. Każda z nich prezentuje się kapitalnie, chociaż na dwóch zauważyłem wyraźny pop-up obiektów. Jedna z nich umiejscowiona jest w ruinach, kolejna na futurystycznej stacji kolejowej z której rozpościera się widok na Vetkę, jeszcze inna umiejscowiona została w lesie. Znajduje się w niej kilka idealnych miejscówek dla snajperów. Każda jest ponadto wielopoziomowa i posiada bardzo zróżnicowaną architekturę.Przy tak zróżnicowanych trybach rozgrywki, możliwościach zmiany ustawień meczu i w końcu pokaźnej liczbie mapek, dużo czasu upłynie zanim multiplayer w Killzone się znudzi. Warto dodać, że gra obsługuje pojedynki do 24 graczy, ale do tej pory nie został postawiony serwer, który obsłużyłby taką liczbę walczących. Zdecydowanie największym błędem jest brak czata w grze. Jeżeli chcemy porozmawiać ze znajomymi z gry, to musimy zaprosić ich do grupy z menu konsoli. Jest to naprawdę dziwny zabieg ze strony developera - czekam na łatkę, która naprawi ten błąd.Pamiętajcie, że wraz z premierą PlayStation 4, PlayStation Plus jest wymagany do grania online.Kilka tygodni temu obejrzałem "Grawitację". Gdy pojawiły się napisy końcowe zrobiłem wielkie wow, ponieważ zupełnie nieoczekiwanie obejrzałem jeden z najlepszych filmów tego roku. Pomimo tego, że gra aktorska praktycznie tam nie istniała, fabuła była miałka, to i tak uważam, że "Grawitacja" zasługuje na te 95% czy 96% na Rotten Tomatoes. Podobnie jest z Killzone: Shadow Fall. Gra nie jest pozbawiona wad i można skonstruować recenzję tak, by udowodnić, że jest to tytuł na piątkę. Spójrzmy jednak na całokształt tego, co udało się Guerrilla Games dokonać. Na jakość płynącą z rozgrywki i przepiękną grafikę mistrzowsko pokazującą wizję futurystycznego świata. To naprawdę przesłania wszelkie niedociągnięcia. Dla mnie to absolutny "musisz mieć" - gra, która godnie reprezentuje początek ósmej generacji konsol i pokazuje moc PlayStation 4.
|
|
Liczba wszystkich komentarzy: 0 | |