8:49 PM Pes2014 |
Czy na takie miano zasługuje gra, która lubi zaciąć się na dwie-trzy sekundy w najważniejszych momentach pod bramką? Czy można tak powiedzieć o produkcji mającej beznadziejny tryb kariery? Czy można wybaczyć wirtualnej piłce, że jej twórcy nie śledzili transferowych newsów i że nie mieli pieniędzy na licencje? I czy wypada przymknąć nam oko na to, że mutliplayer jest tylko wtedy, gdy przyjdzie do nas kumpel, bo gra przez sieć stwarza mnóstwo problemów? Lista grzechów i grzeszków Pro Evolution Soccer 2014 na tym się nie kończy, więc niektórym pytanie, czy "PES 2014 jest najlepszą piłkarską grą dostępną na rynku?", może wydać się nie na miejscu. Tymczasem odpowiedź będzie dla wielu z Was zaskakująca - tak, Pro Evolution Soccer 2014 na takie miano zasługuje. Wielu się z tą opinią nie zgodzi. I może mieć problem z zaakceptowaniem jej, nawet jeśli podejdzie do dzieła Konami bez uprzedzeń i spróbuje się z nim zaprzyjaźnić. Sęk w tym, że na przyjaźń z nowym Pro Evo trzeba sobie zasłużyć. Gra nam w tym nie pomaga, wręcz przeciwnie, całą odpowiedzialność zrzuca na nas i każe radzić nam sobie bez jej ingerencji. Weźmy takie podania "na dobieg" - trzeba czasu i precyzji, by docierały tam, gdzie chcemy, mimo że zadanie teoretycznie ułatwia nam celowniczek, którym sami sterujemy. Na początku wielokrotnie podawałem za mocno albo w niewłaściwe miejsca. Chciałem wkurzać się na twórców, ale... nie mogłem. Bo od razu wiedziałem, że to moja wina - w końcu to ja wskazuję "adres" piłce i sam decyduję o tym, z jaką siłą ją tam poślę. Wszystko zależy ode mnie. Nie inaczej jest nawet z głupimi dobitkami. Zapomnijcie o tym, że podbiegniecie do piłki, wciśniecie strzał i zaczniecie się cieszyć z gola. Tutaj też trzeba wycelować, a jeśli o tym zapomnimy - cóż, albo piłka poleci w trybuny (przy dużym szczęściu walnie w słupek lub poprzeczkę), albo trafimy w bramkarza. Jeszcze większa odpowiedzialność ciąży na nas w defensywie. Wściekałem się, że przeciwnicy wchodzą we mnie jak w masło, dopóki nie nauczyłem się, że obrońcy są pod moją kontrolą i jeśli ja się zapomnę, to nikt mnie nie uratuje. Non stop muszę o nich dbać i uważać, by byli przy przeciwniku i w odpowiedni sposób reagowali na jego poczynania. Przy rzutach wolnych albo rogach nie mogę odpoczywać, tylko naciskać na szykującego się do strzału strzelca. Konami zmienia sposób myślenia o wirtualnej piłce. Jeśli zaczniemy rozumieć ich pomysł, wtedy Pro Evolution Soccer 2014 pokochamy. A jeżeli nie, to cóż, nieprzystępność tej gry nas odrzuci. Tyle że myślenie Konami zmusza nas do tego, byśmy zapomnieli o nieaktualnych składach, brakach w licencjach, staroświeckim menu i innych tego typu mimo wszystko istotnych rzeczach, które u konkurencji wykonane są perfekcyjnie, a tutaj machnięto na nie ręką. Pro Evolution Soccer 2014 jest specyficzne. Jest jak wielki artysta, który jednak pije, przeklina, obraża widzów, spóźnia się na rozmowy z mecenasami i nie chce, żebyśmy go polubili. Ale gdy zacznie tworzyć, jakoś nam to wszystko nie przeszkadza, bo od razu padamy na kolana. Takim dziełem sztuki jest to, co dzieje się na boisku. Konami przyzwyczaiło nas do tego, że nie da się przewidzieć tego, co wydarzy się na murawie. I przy okazji Pro Evolution Soccer 2014 zaskakuje nas po raz kolejny. Gra kombinacyjna rywali to majstersztyk - wycofanie piłki do defensywy, atak pozycyjny, szybki kontratak, gra skrzydłami, po chwili próba przebicia się środkiem lub wyczekiwanie na linii spalonego. Rywal cały czas szuka idealnego sposobu, żeby dobrać się nam do skóry, a obserwowanie tego to prawdziwa frajda. Jeszcze większą ucztą jest konstruowanie własnych akcji. Przede wszystkim dlatego, że każde wyjście na połowę przeciwnika to wyzwanie. Możemy próbować grać jednym stylem, ale szybko okaże się, że to nie przejdzie. Cały czas trzeba zmieniać sposób atakowania - zmieniać skrzydła, wycofywać piłkę, szukać szczęścia podaniem na dobieg. To wszystko jest naprawdę wymagające i trudne, ale jednocześnie tak przyjemne i wciągające, że od nowego Pro Evo trudno się oderwać. Tym bardziej że do naszej dyspozycji oddano jeszcze "generator" zagrań, za pomocą których możemy stworzyć własne kombinacje i odpalić je przy ataku na bramkę rywala. Wówczas zawodnicy próbują zachować się tak, jak to zaplanowaliśmy, co daje nam jeszcze większe pole manewru i większe szanse na zaskoczenie oponenta. Choć początki są naprawdę trudne i potrzebujemy wielu, wielu lekcji, by udanie konstruować akcje i umiejętnie bronić się przed atakami rywala. Wielu narzeka na zachowanie obrońców, ale moim zdaniem wynika to z przyzwyczajenia, że ci zawsze zabiorą piłkę, jeśli wciśniemy odpowiedni przycisk w odpowiednim czasie. W Pro Evolution Soccer 2014 tak to nie działa - musimy dobrze się ustawić, czasami przeczekać, wycofać się, by w końcu "przycisnąć" z pressingiem. Musimy myśleć, analizować, przewidywać - nie jest to łatwe zadanie, dlatego też PES bywa frustrujący. Ale za cierpliwość nagradza efektownymi akcjami i pięknymi golami. I wielką satysfakcją, że wreszcie nam się udało. Przede wszystkim jednak Pro Evolution Soccer w końcu wygląda jak należy. Nie mam na myśli tylko grafiki, która w porównaniu z poprzednimi odsłonami jest naprawdę bardzo dobra (ale i tak gorsza od gier z serii FIFA), ale przede wszystkim animacji. Ruchy zawodników to wierna kopia tego, co widzimy na prawdziwych boiskach. Ale nie jest po to, byśmy tylko podziwiali - poruszanie się piłkarzy ma wpływ na przebieg spotkania. Walka bark w bark, przepychanki w polu karnym czy nawet prosta blokada przy wyskoku mogą spowodować, że zablokujemy akcję rywala albo przechwycimy futbolówkę. Zresztą ona też lubi robić psikusy i zachowuje się fantastycznie. Raz straciłem bramkę przez to, że piłka trafiła mojego obrońcę przy wślizgu, zmieniła tor lotu i wpadła do bramki. Albo odbiła się od kolana defensora przeciwnika, przez co odleciała nie tak, jak on chciał i mogłem ją przejąć, wychodząc sam na sam z bramkarzem. Poza tym jest twarda i naprawdę dobrze odwzorowana - wiem, brzmi to głupio i banalnie, ale wystarczy kilka podań i strzałów, by poczuć jej moc. Nieprzewidywalność Pro Evolution Soccer 2014 ma swoje zalety, ale ma też wady - nigdy nie wiadomo, jak zachowa się bramkarz. Owszem, bronią znacznie lepiej niż w poprzednich edycjach, ale wciąż zdarzają się naprawdę dziwne sytuacje. Niby wpadki to nic nadzwyczajnego i nawet najwięksi golkiperzy mają na swoim koncie babole. Trudno jest jednak pogodzić się z sytuacją, gdy bramkarz wypluwa piłkę na bok lub przed siebie i wstaje tak, jakby na plecach miał Macieja Iwańskiego przed rezygnacją z pączkowej diety. Na szczęście Konami poprawiło co nieco w porównaniu z betą i dlatego na przedpolu "jedynki" są pewniejsze i częściej łapią lub też skuteczniej piąstkują. Ale czemu twórcy zapomnieli o tym, żeby nie zostawiali tyle miejsca przy wyjściach 1 na 1 albo żeby lepiej bronili rzuty wolne? Niestety (albo stety) bramka z wolnego to już nie jest wielki problem - dla nas może to i lepiej, ale kiedy za przeciwnika mamy Cristiano Ronaldo, to należy nastawić się na to, że po wykonaniu stałego fragmentu gry będziemy zaczynać od środka... Zanim przejdziemy do krytykowania Konami, warto jeszcze twórców pochwalić. Sędziowie już nie zachowują się tak dziwnie jak w becie i teraz tylko porządne przewinienia kończą się czerwoną kartką. Choć należy pamiętać, że sędziowie różnią się od siebie i czasami niektóre zagrania nagradzane są "żółtkiem", a innym razem nie ma nawet ostrzeżenia. Czy to sprawka Konami, żeby wpływało to na różnorodność spotkań, czy też może zwykły błąd? Błędem na pewno jest też to, że animacja bardzo często chrupie. Fox Engine najwidoczniej jest zbyt mocną technologią dla nieco już przestarzałych konsol i dlatego animacja od czasu do czasu zwalnia. Sęk w tym, że dzieje się to najczęściej pod bramką i w chwili, kiedy oddajemy strzał albo chcemy się bronić. Nie tylko wytrąca to z boiskowych emocji, ale przede wszystkim utrudnia reakcję - czasami nie wiemy, czy piłka wpadnie do bramki, czy poleci obok słupka. Niestety gdy zejdziemy z boiska, Pro Evolution Soccer 2014 tym bardziej potrafi zirytować. Cieszę się, że wreszcie mogę rozegrać zwykły sezon, bez masterleagowych atrakcji. Cieszę się nie tylko dlatego, że wcześniej nie było to możliwe, ale przede wszystkim z tego powodu, że Master League nudzi i poraża swoim powolnym działaniem. OK, mogę zostać trenerem reprezentacji, ale to jednak słaba i na dodatek jedyna nowość. Nie bawi rozwój zawodników, wyszukiwanie młodych talentów czy robienie transferów. Już bardziej atrakcyjne wydają się tabelki w Excelu. Wszystko wygląda tak, jak dziesięć lat temu i na dodatek przeraźliwie wolno działa. Master League powinno być dopieszczone, tymczasem jest po prostu nijakie. I biedne i brzydkie, jeśli porównamy je z prężnie rozwijającą się opcją kariery w grach z serii FIFA. Tradycją dla serii Pro Evo stały się nieaktualne składy, ale to wciąż nie jest powód, by akceptować taki stan rzeczy. Tym bardziej, że braki są poważne i można odnieść wrażenie, że twórcy już na początku sierpnia zostali odcięci od transferowych informacji. Przesiadka na Fox Engine spowodowała też, że twarze większości zawodników nie zostały odwzorowane jak należy. Byłem w szoku, gdy przypomniałem sobie, jak wyglądali piłkarze rok temu, a jak prezentują się dzisiaj. Konami ma to zmienić, ale na tę chwilę jest bardzo słabo i tylko nieliczni mogą pochwalić się imponującą facjatą. Szkoda tym bardziej, że graficy jak już siedli to pracy, to się przyłożyli i jest za co ich pochwalić. Tyle że to kropla w morzu potrzeb. Bolą też licencyjne ubytki. Wiem, fani Pro Evo także do tego są przyzwyczajeni, jestem też świadomy, że Konami ma związane ręce - EA Sports wcześniej wyłożyło miliony i korzysta z tego do dzisiaj. Należy jednak odnotować fakt, że zniknęły hiszpańskie stadiony, a co za tym idzie kapitalna przedmeczowa oprawa - z hymnami tamtejszych klubów na wejściu. Zresztą aren w ogóle brakuje i dostajemy zaledwie 14 obiektów. Słabo. Szkoda też, że licencja na Champions League nie obejmuje wszystkich klubów i możemy zapomnieć o tym, że powtórzymy sukces BVB... Niestety nic nie zmieniło się, jeżeli chodzi o grę w sieci, a nawet trochę się pogorszyło, głównie ze względu na uciążliwe lagi, utrudniające zabawę. Czekamy też na patcha, który pozwoli grać nam 11 na 11. Pro Evolution Soccer 2014 jest więc świetne na boisku, znacznie gorsze poza nim. Master League nie bawi, więc szybko skupicie się wyłącznie na zwykłych ligach (bo multi na razie jest mało grywalne). Wkurzają też transferowe wpadki i licencyjne braki. A za dobór ścieżki dźwiękowej ktoś powinien dostać po uszach - piłkarskie rytmy teoretycznie pasują do gry, tylko czemu wykorzystano melodie popularne w latach 70. i 80.? O tym wszystkim jednak zapominamy, gdy uda nam się zaskoczyć rywala efektowną wymianą podań albo kombinacyjnym atakiem. To niezwykle wymagająca, realistyczna gra i na pierwszy rzut oka nieprzystępna. Ale skrywająca w sobie mnóstwo przyjemnego gameplayu. Warto wgryźć się i nauczyć filozofii Konami, bo wtedy otrzymamy prawdziwe futbolowe arcydzieło. Choć na razie pełne drobnych, acz uciążliwych wad.
|
|
Liczba wszystkich komentarzy: 0 | |