5:29 PM Alicję w Krainie Czarów |
Z chwilą pojawienia się pierwszej informacji o planach realizacji przez Tima Burtona siódmego filmu z jego muzą Johnnym Deppem, fani mrocznego kunsztu reżysera po prostu oszaleli. Któż inny, jeśli nie reżyser lubujący się w fantasmagoriach z makabrycznymi sceneriami mógłby zekranizować powieść Carrolla lepiej? Jednak w przypadku "Alicji w Krainie Czarów" najlepiej sprawdza się mało odkrywcza mądrość, że satysfakcja z seansu jest odwrotnie proporcjonalna do oczekiwań wobec niego. Scenarzystka "Alicji" wpadła na pomysł, by nieco urozmaicić oryginalną fabułę. Główna bohaterka nie jest małą dziewczynką. Ma 19 lat i musi zdecydować, czy spełnić oczekiwania rodziny i wyjść za mąż za śmiertelnie nudnego i odpychającego lorda. Przed odpowiedzią na wątpliwej wartości oświadczyny ratuje ją biały królik. Podąża jego śladem i wpada do dziury, która przenosi ją do magicznego Podziemia. Nie pamięta, że już tu kiedyś była, a ponieważ od tego czasu upłynęło sporo lat, nikt z całą pewnością nie może powiedzieć, że Alicja to "ta" Alicja. Wycieczka dziewczyny po tym niezwykłym świecie daleka jest od celów turystycznych, gdyż całe Podziemie drży pod rządami Czerwonej Królowej zwanej Krwawym Czerepem. Dystrybutorzy dali widzom wybór – "Alicję w Krainie Czarów" można obejrzeć w trzech wymiarach z polskim dubbingiem lub z napisami. To jeden z niewielu wyjątków, w którym nie trzeba się obawiać polskiej wersji językowej – jest zabawnie i błyskotliwie. W dodatku aktorzy zostali dobrani do ról z głową. Katarzyna Figura jako okrutna królowa z nadnaturalną łepetyną Heleny Bonham Carter, krzycząca co rusz "Skrócić o głowę!" jest idealna. Nawet Pazura z zacięciem do komizmu jako Kapelusznik nie jest irytujący. Jest coś niezdrowego w fetyszu Burtona, który robi wszystko, by jego żona wyglądała na ekranie tak brzydko, jak to tylko możliwe. Tym razem dwukrotnie powiększył jej głowę i dodał futurystyczny makijaż. W takim wcieleniu Helena mrozi jak mroźna styczniowa noc. Jednak długie ogonki do kasy powstawać będą i tak nie z jej powodu, a za sprawą obecności na ekranie Johnny'ego Deppa. Z ognistymi włosami i obłędem w wielkich zielonych oczach jest wciąż tak ponętny, że zakręcił nawet Alicję – oj, iskrzy między nimi. Wizualnie film jest cudem. Efektowne kostiumy, fantazyjna charakteryzacja i bajkowe plenery to jego najmocniejsze strony. Ale na tym – podobnie jak w wypadku filmu Jamesa Multimilionera Camerona – lista walorów się kończy. "Alicja" to nie "ta Alicja", a Burton to nie ten od "Gnijącej panny młodej" Burton. Oryginał Carrolla został bez czułości potraktowany wałkiem kuchennym – teraz jest płaski i długi. Ciasto z niego ładne, ale nie tak smaczne, na jakie wygląda. |
|
Liczba wszystkich komentarzy: 0 | |