1:11 AM Moje ulubione albumy Viking Metalowe |
Powiem szczerze, że moje zainteresowanie Wikingami zaczęło się dość przypadkowo. Doskonale pamiętam jak pisząc pracę zaliczeniową na studiach z kulturoznawstwa po raz pierwszy zetknąłem się z hasłem viking metal. Od tego momentu badanie owej kultury stało się moja prawdziwa pasją, a w uszach ciągle brzmią mi teksty, które opowiadają o bogach i wojownikach z czasów przed chrześcijańskich. Viking metal jest podgatunkiem muzyki heavy metalowej, którego początki sięgają 1988 roku, a więc wydania kultowej „Blood Fire Death”[https://www.youtube.com/watch?v=SC6DvbEVHcI][https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948440114614553185/6047522327151039634?pid=6047522327151039634&oid=110062462996295510274] przez szwedzką formację black metalową Bathory[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/bathory/2014-07-04-229]. Ciekawe, co „Quorthon” myślałby dziś o wczesnym okresie swojej działalności, gdy tworzył obskurny black metal oparty na thrash metalu. Był to okres, gdy legendarny już lider Bathory był wiernym piewcom Szatana (pamiętacie piosenkę „Satan My Master”[https://www.youtube.com/watch?v=WGVuQhDAhRw], którą później wykonywał Dimmu Borgir[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/dimmu_borgir/2014-07-04-236][https://www.youtube.com/watch?v=E_1Ksa5vSzQ]). Gdy sięga się po wypowiedzi muzyka (dziś już archiwalne) wiemy, że nie darzy on wczesnego repertuaru Bathory dość sporym sentymentem. Trochę mnie to dziwi, bo właśnie z tego okresu płynęło to co najbardziej istotne w owym młodzieńczym buncie. Z ogromnym sentymentem wspominam kultowy album „Blood Fire Death”. Współczesna młodzież w swojej totalnej ignorancji myśli, że black metal wymyślili Norwegowie, że jest on wymysłem jakiegoś Feniza Ihsahna[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/emperor/2014-07-05-415] czy Varga Vikernesa[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/burzum/2014-07-05-408]. Nic bardziej mylnego, bo to właśnie Bathory wraz z Celtic Frost[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/celtic_frost/2014-07-04-230] i Venom [http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/venom/2014-07-04-228] położyli kamień węgielny pod podwaliny gatunku na długo zanim ich norwescy koledzy wyszli ze swojego czarnego lasu, by wyznawać Szatana i palić kościoły... Gdy słucham „Blood Fire Death” wiem, że jest to płyta idealna. Powalają mnie te mroczne gitary, ten brak klawiszowych i symfonicznych plam. Ten wokal... „Quorthon” doskonale wiedział, że aby osiągnąć patos wcale nie trzeba nagrywać z orkiestrą (myślę, że Cradle Of Filth[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/cradle_of_filth/2014-07-05-416] czy Dimmu Borgir[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/dimmu_borgir/2014-07-04-236] mogliby się od niego sporo nauczyć, bo dla mnie nie jest to w pełni black metal). U Bathory dominują szybkie tempa (ale nie tak szybkie jak u Darkthrone[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/darkthrone/2014-07-04-235] czy Mayhem[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/mayhem/2014-07-04-231]), owa dzicz, szatański powiew... To co wyróżnia Szwedów na tle innych hord black metalowych, to fakt, że „Quorthon” zamiast wielbić piekielne książęta upodobał sobie skandynawskie mity i historię. Był to strzał w 10-tkę, bo dziś wielkie przejawy nawiązań do Wikingów kojarzą się właśnie z Bathory. „Blood Fire Death” brzmi dziś może archiwalnie, ale jednak wciąż poraża swoją energią i ogromną autentycznością. Wciąż czuje się owego ducha rebelii, ten duch skandynawskiej mitologii. Jest to prawdziwy kunszt wśród płyt black metalowych. Gdy choc trochę interesuje was ten gatunek heavy metalu to pozycja obowiązkowa. Można zatem powiedzieć, że viking metal swą nazwę zawdzięcza tekstom Bathory. W późniejszym okresie istnienia gatunku do tematyki utworów dołączyła tematyka wojowników i ich wierzeń, a także do historii pozostałych ludów nadbałtyckich. Pod względem muzycznym viking metal charakteryzuje się nieskomplikowaną grą na perkusji, która jest niezmiernie rytmiczna. Riffy również są proste. Przybierają one formę podniosła lub melancholijną. Podobnie jest w przypadku folk metalu: muzyka nie jest skomplikowana, a jej nacisk opiera się na odwzorowaniu muzycznie przeszłości. Atmosfera nie wiąże się z prostym życiem danej społeczności jak w muzyce ludowej, a atmosferą wojny i przygody, które były chlebem powszednim dla Wikingów... W kwestii wokalnej spotkać można zarówno charakterystyczny dla metalu ekstremalnego growl, jak i czysty śpiew (głownie tenor). Gatunek ten wiąże się z black metalem i folk metalem. Wielkim nieporozumieniem jest nazywać viking metalem tych grup, których tematyka owszem oscyluje wokół tematyki Wikingów, ale muzycznie znacznie od tego schematu odbiegają. Dzieje się tak z Amon Amarth, Drakkar, Doomsword, Trzeba jednak zauważyć, że Amon Amarth na ostatnich płytach zaczął korzystać z elementów charakterystycznych dla viking metalu. Enslaved powstało na gruzach kapeli doom / death metalowej – Phobia. Współtworzyli ją między innymi Grutle Kjellson oraz Ivar Bjornson. Pod tym szyldem wypluli jedno demo „Feverish Convulsions” (1991). Zespół, po około półtora roku, (mówiąc najprościej) przekształcił się w obecny Enslaved. Z oryginalnego składu pozostali tylko Ci dwaj wyżej wymienieni. Perkusją natomiast zajął się Trym Torson – po rozpadzie swojego Obnoxious. „Frost”[https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948440114614553185/6047460897860223890?pid=6047460897860223890&oid=110062462996295510274] jest drugim wydawnictwem Enslaved, które ukazało się za pośrednictwem francuskiego Osmose Productions w 1994 roku. Jego wybór nad „Vikingligr Veldi” jest jedynie kwestią gustu ale podyktowana także większym zróżnicowaniem muzycznym. Nagrywając „Frost” zespół wykazał się niebanalnym podejściem do tematu. Zbudował niesamowity klimat w stylistyce zapoczątkowanej przez Bathory. Enslaved był jednym z nielicznych współtwórców w tamtych czasach. Muzyka oparta jest głównie na black metalu, inkorporuje jednak wiele elementów thrash’u a nawet death metalu. Po takim materiale od razu było wiadomo, że taki zespół daleko zajdzie. Już na „Frost” słychać było odważne połączenie black metalu z progresją co jest aktualnie, wizytówką Enslaved. Weźmy np. końcówkę „Gylfaginning”. Niemalże speed metalowe riffy przeplatały się z thrash metalem a ten opatrzony był progresywnymi zatrzymaniami i przyspieszeniami. Było to zdecydowanie nowatorskie łączenie gatunków jak na rok ’94 ale i teraz niełatwo o takie odważne podejście do tematu. Panowie udowodnili wspaniały zmysł kompozytorski i umiejętność tworzenia muzyki ponadczasowej. Do tej pory jest to atrakcyjny materiał pod każdym względem. Przeszedł próbę czasu i przeżyje jeszcze wiele ścierwa niegodnego nazywania Viking metalem. Fenomen „Frost” jest następujący. Potrafi wyjechać w twarz naprawdę rasowym black metalem ale jest też bogato zilustrowany barwnymi melodiami i instrumentalnymi pasażami. Jest epicki ale nie sztucznie napompowany. Jest bardzo dojrzały, poważny i skłania do przemyśleń. Brzmienie sięga perfekcji. Doskonale współgra z tego typu muzyką. Nic nie trzeszczy bo muzycy nie wyszli z założenia, że „im gorzej tym lepiej”. Nie silili się na status kultu bo stworzyli Enslaved z doskwierającego braku ewolucji w Phobia. Moim skromnym zdaniem – było to jedno z lepszych posunięć w historii szeroko- pojętego black metalu. Każdy fan gatunku musi znać ten krążek! Zdecydowanie „rozkład totalny”. Mówiąc o viking metalu nie mogę zapomnieć również o Tyr[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/tyr/2014-07-08-714] i ich albumie „How Far To Asgaard”[https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948440114614553185/6047525751811613970?pid=6047525751811613970&oid=110062462996295510274][https://www.youtube.com/watch?v=bXNlO_BU60c]. Nie spodziewałem się, że zespół o którym wcześniej nie słyszałem może grać tak ciekawy i wciągający folk-metal. W przypadku zespołów folk-metalowych na szczycie tego gatunku unosi się kilka kapel - jak Cruachan, Skyclad, czy In Extremo - a przeważająca większość pozostałych, to co najwyżej średniaki. Jednak na "How Far To Asgard" zespół Tyr udowadnia, że należy mu się miejsce w czołówce. Warto dodać, że to pierwsza z trzech wydanych przez nich płyt - tu dopiero rozwijali skrzydła. Na początek zaprezentowali nam pieśń "Hail To The Hammer", muzycznie i tekstowo wyraźnie nawiązującą do mitologii i kultury skandynawskiej, ale osadzoną też w hard rocku lat 70-tych. W "Excavation" mamy do czynienia z ciężką rockową balladą, z chóralnym, nieco folkującym refrenem na końcu. Widać, że zespół podczas nagrywania tej płyty nie był jeszcze nastawiony jednoznacznie na folk. Znając jednak kolejne dokonania tej grupy zdecydowałem, ze zaprezentuję ich od początku, pomijając tylko pierwsze demo. "The Rune" zaczyna się od solówki niemal w stylu AC/DC, dalej również jest rockowo, ale w pewnym momencie okazuje się, że mamy do czynienia z delikatną balladą, przyspieszającą nieco momentami i nasyconą emocjami. Takie utwory konstruowali kiedyś klasycy metalu, tacy jak Black Sabbath, czy Iron Maiden. Pieśń "Ten Wild Dogs" zaczyna się również spokojnie, spokojna pozostaje do końca, mimo, że też nie brak w niej zmian klimatów. Można tu gdzieniegdzie znaleźć połamane folkowe rytmy, ale to jednocześnie najbardziej psychodeliczny utwór na całej płycie. Najlepszy na płycie utwór, to "Ormurin Langi" - jednocześnie jedyny zaśpiewany po fińsku, ciekawy i bardzo reprezentatywny dla tego, co zespół będzie róbił na kolejnych płytach. Ciekawostką jest, że w odróżnieniu od innych kapel folk-metalowych Tyr nie nawiązuje do black-metalu, jak Waylander, czy Cruachan, ani do thrashu, jak Skyclad, a do starego heavy metalu i hard rocka. Dzięki temu może on być do strawienia dla każdego, kto lubi nieco ostrzejszą rockową muzykę. Mówiąc o viking metalu nie można zapomnieć o „Blood on Ice”[https://www.youtube.com/watch?v=dZNP6_fBc4Y][https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948440114614553185/6047526790461303122?pid=6047526790461303122&oid=110062462996295510274] kultowego zespołu Bathory[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/bathory/2014-07-04-229] z 1996 roku. Moim zdaniem jest to najbardziej dojrzała płyta Bathory. Muzyka utrzymana jest w średnim tempie, a surowe brzmienie gitar i perkusja tym razem wzbogaciły wstawki klawiszowe. Nie razi to jednak. „Quorthon” wykorzystał punkowo-grunge’owe riffy co może lekko szokować, ale nadaje materiałowi dynamiki. Lider Bathory grał przecież w zespołach punkowych i to widać. Czy można to odebrać jako zarzut? Black metal ewaluował z thrash metalu, a thrash to połączenie heavy metalu z punk rockiem. Co ciekawe całość nagrano w garażu, a więc studio „Quorthona”. Brzmi on jednak bardzo dobrze. Mamy tu dwa akustyczne utwory, które stanowią prawdziwe perełki w koronie... Bathory po raz kolejny potwierdza swoją klasę na scenie black metalowej. Einherjer[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/einherjer/2014-07-08-718] jest klasycznym reprezentantem nurtu zwanego viking metalem. Opowieści o nieustraszonych żeglarzach i północnych wojownikach, przyprawione obowiązkowo dawką mitycznych legend są tematem przewodnim tej płyty. A wszystko jest utrzymane w klimacie melodyjnego i nastrojowego metalowego grania. Już pierwszy „Leve Vikingeaanded”, który jest perkusyjno- klawiszowym wstępem do płyty, wprowadza nas w tajemniczy świat północy. Zaraz po nim zaczyna się ostro „Out Of Ginnungagap”, który jest opowiadaniem o stworzeniu świata według nordyckiej mitologii. Śpiew, tak jak na całej płycie, jest czysty i wzbogacony chórem, a w całym kawałku wyróżnia się wpadający w ucho refren. Trzeci „Clash Of The Elder”, którego tematem w dalszym ciągu są wątki mityczne, muzycznie kieruje nas już jednak w sferę morskich opowieści. Mamy tu bowiem momenty śpiewane przez chór, który wyraźnie kojarzy się z grupą biesiadujących przy miodzie i mięsiwie brodaczy, którzy wznosząc kufle i kielichy śpiewają swoje regionalne pieśni. W następnym „Odin Owns Ye All” po raz pierwszy pojawia się główna, tytułowa postać tej płyty, będąca bogiem wszystkich wojowników. Bohater myśli o swoich krewnych, którzy dzielnie walczą na morzu, pije ich zdrowie i poleca ich opiece Odyna. Kolejny „Remember Tokk” jest jednym z bardziej rockowo- metalowych kawałków na płycie z większą ilością gitarowego grania i solówkami. „Home” z kolei to najbardziej szantowy utwór. Oparty na prostych gitarowych melodiach mówi o tym, że wszyscy ludzie są śmiertelni ale coś co nigdy nie umrze to chwalebna śmierć. Refren jest znowu śpiewany przez gromadę nieustraszonych wikingów. W pewnym momencie muzyka milknie, a zostają właśnie odgłosy rozbawionej braci, tamburyn i delikatny podkład klawiszowy. Gdy słucham tego kawałka to żałuję, że nie jestem nad zimnym morzem w nocy, przy ognisku, nie wypiłem trzech litrów miodu i nie ma ze mną czterdziestu kolegów, żebyśmy mogli sobie razem pośpiewać:) Szantowe klimaty możemy odnaleźć także w następnym „The Pathfinder & The Prophetess”. Dwa ostatnie utwory natomiast są już mniej wesołe, a bardziej epickie i okraszone większą ilością gitarowego, a także klawiszowego grania. Całość tworzy bardzo udaną podróż w wyznaczonym przez autorów kierunku. Muzyka zaprezentowana na tym albumie nie jest jakoś specjalnie skomplikowana i wzbijająca się na wyżyny instrumentalnego kunsztu. Jednak płyta jest nagrana z pomysłem, przez co jest ciekawa i nie nudzi. Lubię czasem do niej wrócić by zagłębić się w ten urzekający, pełen grozy i tajemniczości ale zarazem swoistego piękna świat. Nieistniejący już Einherjer[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/einherjer/2014-07-08-718] nie miał jakoś nigdy szczęścia do wybicia się spośród szeregów mocnej drugiej ligi metalu. Szansa, której dostąpili wydając płytę "Odin Owns Ye All" pod szyldem Century Media Records, też im zdecydowanie nie wyszła na zdrowie. No ale grunt to nie poddawać się, w skutek czego mamy wypuszczoną własnym nakładem płytę Norwegian Native Art - przedostatnią w karierze zespołu i moim skromnym zdaniem najlepszą. Muzyka zawarta na tej płycie to pierwszego gatunku viking metal, chociaż oczywiście termin "viking" jest dość niejasny w swoim sformuowaniu. Przyjmijmy zatem, że jest to gatunek metalu traktujący w tekstach o wikingach, ich życiu i wierze w ich Bogów, w szczególności w Odyna. W przeciwieństwie do Enslaved (nie licząc ich ostatnich dokonań) sposobem do jego wyrażania nie jest black metal. Einherjer ciężej zaszufladkować. Oczywiście sporo naleciałości bm słychać, ale płyta jest raczej rozbujana niż sprzężona, a wokal też niespecjalnie chrypliwy. Są jednak szybsze partie i one mogą się kojarzyć z tym właśnie gatunkiem. A tak poza tym sporo tu heavy, sporo melodii, głownie za sprawą wszechobecnych klawiszy i gitar. Są także przerywniki fortepianowe. To wszystko czyni muzykę Einherjer rozkołysaną jak drakkary na pełnym morzu pośród gwaru ucztujących po wygranej bitwie wikingów. Płyta jest po prostu przemiła dla ucha, doskonale zaaranżowana, z niezwykłym kopem, refrenami, ciągłymi zmianami tempa. Dynamika, pomysły i melodyjność na bardzo wysokim poziomie czynią z Norwegian Native Art osiem hymnów, z których Odyn jest pewnie zabójczo dumny, tak jak ja z tego, że mam fajną płytę w odtwarzaczu. Miodzio. W 2003 roku „Quorthon” serwuje nam nowa płytę. Nie powiem, bardzo lubię Bathory, ale w ostatnich latach nie najlepiej z tym bywało. Poprzednia płyta, "Destroyer of Worlds," była dla mnie rozczarowaniem. Brzydko o tym pisać, ale tamten krążek był "wymęczony," jakby sam „Quorthon” nie wiedział, co chce grać. Na szczęście z "Nordland"[https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948440114614553185/6047528373251287890?pid=6047528373251287890&oid=110062462996295510274][https://www.youtube.com/watch?v=MRmFwTO5ofk] jest inaczej. To powrót do klimatów znanych nam z "Hammerheart," "Twilight of the Gods" i "Blood on Ice." Jeżeli ktoś lubi taką wersję Bathory, nie będzie zawiedzony. Większość utworów na tym krążku utrzymana jest w tempach średnich i wolnych choć znajdziemy tutaj także parę wyjątków. Między innymi są to ładny akustyczny kawałek "Ring of Gold," z kolei "Broken Sword" po akustycznym i pełnym uniesienia wstępie przeradza się w bardzo dynamiczną kompozycję. Gdyby Quorthon tu zaskrzeczał, to można by ten kawałek wrzucić między "Blood, Fire, Death" a "Hammerheart." Jeszcze "Great Hall..." jest nieco żywszy od innych, z takim lekko heavy metalowym riffem. Na tej płycie Bathory nie zaskakuje nas niczym nowym, ale chyba nie o to chodzi. Chwała mu za to, że zawsze grał to, co chciał, mając wszystkie trendy gdzieś. Podsumowując, "Nordland" to dobry krążek, może nie wybitny, ale dobrze się go słucha. Widać Quorthonowi ostatnimi czasy chyba bardziej niż diabelskie płyty wychodzą te epickie. Chociaż marzy mi się, żeby nagrał taką płytę, jak chociażby "The Return" i pokazał młodym adeptom "czarnych klimatów" wychowanych na Dimmu Borgir czy Cradle of Filth, jak się gra black metal. I nie mówcie, że jest na to za stary, bo skoro Lemmy może cały czas łoić, to czemu i Quorthon nie może? Bathory to legendarny już zespół w światku metalowym. W roku 2003 wydał album pt. Nordland II[https://www.youtube.com/watch?v=Ll1li34r1ag], jest to druga część świetnego albumu opowiadającego o skutej lodem mroźnej północy i jej mieszkańcach. Nordland II to ilustrowana odpowiednimi dźwiękami epicka opowieść o surowym ludzie otoczonym dziką, ale piękną przyrodą. Na uwagę zasługują wszystkie utwory znajdujące się na tym krążku, ale opiszę ich tylko kilka, gdyż to one zasługują na największą uwagę. Na początku albumu w klimaty wikingów wprowadza utwór pt. "Fanfare", kawałek ten trwający prawie trzy i pól minuty naprawdę robi swoje i godnie wprowadza nas w ten jakże piękny album Batorego. Szum morza na końcu utworu "Blooded Shore" wprowadza nas w następny utwór, który nosi tytuł "Sea Wolf" (Wilk morski), w tym utworze wikingowie zostali pokazani w taki sposób, jaki był naprawdę, bo w końcu byli oni wilkami morskimi i opłynęli na swych statkach prawie cały ówczesny świat. Kolejnym ciekawym kawałkiem jest "Vinland" zaczynający się uderzającymi o brzeg falami morza, z przeplatanym ostrym brzmieniem gitar, jaki to znamy ze starszych albumów Szwedów. Tego krążka trzeba po prostu posłuchać, ale na koniec opiszę jeszcze dwa ostatnie utwory. "The Wheel Of Sun" jest jakby swego typu balladą, ale o troszeczkę ostrzejszym brzmieniu gitar, a pięknym uwięczeniem ostatniego dorobku Batorego jest zaledwie 23 sekundowy, "[Instrumental]", w którym to instrumenty przypominają swoim dźwiękiem bicie serca człowieka północy. Jeśli płynie w Waszych żyłach, chociaż kropla krwi wikingów, serce zabije Wam szybciej przy Nordland II. Bathory taki, jakim zawsze być powinien. Na tym albumie ukazuje nam ten sam gatunek, który prezentował na poprzednim Nordland, czyli metal połączony ze skandynawskim folkiem. Mix ten wyszedł całkiem nieźle, a album ten jest naprawdę godny uwagi i jeśli go jeszcze nie macie to powinien się on znaleźć na Waszych półkach z muzyką. Naprawdę bardzo gorąco zachęcam do posłuchania togo albumu. Dodam jeszcze, że według mnie jest to jeden z najlepszych albumów tej szwedzkiej formacji. Album "Nordland II" jest niestety chyba ostatnim albumem w dorobku legędarnego już Bathorego gdyż lider zespołu Tomas "Quorthon" Forsberg, jak wiemy nie żyje. Niech jego dusza spoczywa w złotych komnatach Walhalli. |
|
Liczba wszystkich komentarzy: 0 | |