Główna » 2014 » Październik » 17 » Klamca- Jakub Ćwiek
9:16 PM
Klamca- Jakub Ćwiek

Jakub Ćwiek jest bez wątpienia uważany za pisarza młodego pokolenia – pisarza fantasy dodam... Tacy twórcy jak Andrzej Sapkowski swoją twórczością (Cykl o Wiedźminie”) otworzyli mu drogę po roku 80 sprawiając, że twórczość pokroju Tolkiena stała się popularna w naszym kraju... A jeśli jeszcze zjawia się pisarz tak utalentowany jak Ćwiek to tą fantasy czyta się naprawdę z zapartym tchem...

Loki - nordycki bóg zniszczenia, śmierci i oszustwa. Michał - archanioł, najpotężniejszy z aniołów, wódz zastępów niebiańskich. Czy to możliwe, żeby coś ich łączyło?

Loki (Kłamca) nie był miłym bogiem z gatunku tych, co to pomagają staruszkom, zbłąkanym dzieciom w lesie czy innym niezdarom. Nic z tych rzeczy. Wsławił się przede wszystkim niezliczonymi oszustwami. Właściwie ciężko powiedzieć nawet, że był bogiem pełną gębą - nie należał przecież do Asów (głównej dynastii bogów nordyckich). To przymierze krwii, zawarte z Odynem (zresztą dzięki przebiegłości i chytrości) spowodowało, że stał się kimś w rodzaju jego przybranego syna. Powszechnie znane były jego talenty do przemiany w praktycznie każdą żywą istotę, w jaką mu się zachciało. Można się domyślić, jakie to dawało możliwości.

Nordyccy bogowie, którzy mieli Lokiego za szaleńca i psotnisia, wybaczali mu wiele. Miarka przebrała się jednak, kiedy Loki przyczynił się do śmierci Baldura – boga piękna, a zarazem syna Odyna. Za karę został przykuty do skały w towarzystwie siedzącego mu nad głową węża. Węża, dodajmy, jadowitego, na dodatek kapiącego jadem wprost na głowę skazańca. Sigyn, wierna żona Lokiego, litościwie trzymała misę nad twarzą Kłamcy, chroniąc go przed trucizną. Nikt nie wierzył, że wierna kobieta wytrzyma. Dała radę przez całe wieki. Kiedy misa napełniała się, Sigyn ją opróżniała. Korzystając z okazji, wąż pluł jadem na niechronioną niczym głowę przykutego do skały boga. Potem misa wracała na swoje miejsce. I tak w kółko…

Tyle mitologia. Resztę poznajemy z opowieści Kuby Ćwieka. Niekończącą się katorgę, podczas której jad o właściwościach kwasu wypalał twarz Lokiego, na dodatek trwającą od całych wieków, przerywa archanioł Michał. Anioł odwiedza podziemia Walhalli w efekcie umowy, którą zawarł z Sigyn. W zamian za zabicie Odyna – wolność dla niej i dla jej męża.

Archanioł? Nordyccy bogowie? Zaraz, nie wszystko jasne? Otóż trzeba wam wiedzieć, że Niebo wypowiedziało wszystkim fałszywym bogom świętą wojnę (wszak wiadomo, że Bóg jest tylko jeden) i właśnie eksterminuje Walhallę i jej mieszkańców. Powody? Różnorakie, począwszy od nakazów Pana („Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”), na domysłach skończywszy (istnieje teoria, że za powstanie całej tej „pogańskiej hałastry” odpowiada nie kto inny, jak sam Lucyfer). Jest to o tyle łatwe, że Bóg się gdzieś zawieruszył i Jego zdanie na temat wojny nie jest znane. Władzę niepodzielnie sprawują anioły, które o wszystkim decydują same.

Tak więc Odyn, Thor i cała reszta władców zaświatów z nordyckich wierzeń doświadcza Ragnaroka w wykonaniu anielskim. Należy to rozumieć mniej jako mitologiczny koniec świata i ostatnią wielką bitwę z olbrzymami, a bardziej – dosłownie nawet - jako zmierzch bogów. Asgard trawi ogień, w ogromnej bitwie giną setki aniołów i nordyccy bogowie. Prawie wszyscy.

Michał uwalnia Lokiego. Przy okazji proponuje mu układ. Powszechnie wiadomo, że anioły muszą w walce ze złem trzymać się jasno określonych zasad. Zasad, które można – mocno upraszczając - podsumować jednym zdaniem: nie wolno im czynić zła. Nie wolno kłamać. „Ale (…) czasem kłamstwo to jedyna droga. Dlatego właśnie potrzebujemy Lokiego”. Mistrz kłamstwa, nordycki bóg zniszczenia i śmierci w jednym przystaje na propozycję Niebieskich. Oczywiście nie bezinteresownie… Zapłatą za pracę będą anielskie pióra o niebywałej wartości. Między innymi one.

Niniejszy wstęp to praktycznie streszczenie pierwszego opowiadania ze zbiorku Kłamca. Pozwoliłem sobie na paskudny spoiler z dwóch powodów. Pierwszy: chciałem pokazać, że ta książka jest wyjątkowa. Takiego pomysłu nie znajdziecie nigdzie indziej. Drugi: jest to jedno z dwóch opowiadań w zbiorku, których akcja rozgrywa się w jakiś mitycznych zaświatach, gdzieś poza czasem, i ewidentnie stanowi wstęp do tego, co będzie później. Cała reszta dzieje się jak najbardziej współcześnie w Stanach, w Polsce, w Egipcie – wszędzie tam, gdzie potrzeba, aby nasz specjalista od mokrej roboty się pojawił. Jednym słowem – reszta to zupełnie odmienne opowiadania.

Historie, które opowiada autor, pomysłowością naprawdę potrafią zaskoczyć. W każdym opowiadaniu Loki ma do wykonania odrębne zadanie. Nie będę zdradzał wam, w czym Kłamca pomoże Niebieskim, ale gwarantuję, że zadania nie będą należeć do prostych. Z podobnym rozwiązaniem (jedno opowiadanie – jedno zadanie) mamy często do czynienia w literaturze fantastycznej – dobrym przykładem jest chociażby Piekara i jego inkwizytor. Fabuła jest ważna, owszem, ale stosując takie rozwiązanie autor musi pamiętać o czymś równie ważnym, jeśli nie ważniejszym: o bohaterze. I Ćwiek pamięta: bohater jest zdecydowanie jedną z najmocniejszych stron jego opowiadań. Jest tym ogniwem łańcucha, które zadecydowały o końcowej ocenie książki w największym stopniu.

Loki to bezwzględny, cyniczny zabójca, obdarzony specyficznym poczuciem humoru. Młody, modnie ubrany, długowłosy mężczyzna, gdzieś pod ręką zawsze trzymający pudełeczko wykałaczek. Wykałaczek, które są nieodłącznym elementem jego wizerunku, prawie tak istotnym, jak spluwa. Mistrz kamuflażu, potrafi przybrać postać każdej osoby, jaką zechce się stać. Zresztą, jego wizerunek też jest maską – w końcu jad węża zrobił swoje z jego prawdziwą twarzą. Może stać się niewidzialny. Wielbiciel wdzięków pięknych kobiet. Elokwentny, szarmancki, niezwykle sprytny egoista. Sami widzicie, że nie sposób go nie polubić.

Właściwie książka ma tylko jedną wadę: kończy się zbyt szybko. Uwielbiam takie historie: aniołowie (kto powiedział, że Kossakowska ma mieć monopol na pisanie o Niebieskich?), mitologia, wydarzenia rozgrywające się na kilku płaszczyznach i w różnych światach. I sceny, które zapadają w pamięć (na ten przykład czarna msza z aniołami w roli kapłanów wywołujących demony). Kuba Ćwiek potrafił to wszystko zmiksować wspaniale. Efekt powala.

Gdyby ktoś jeszcze nie dosłyszał: tę książkę należy przeczytać. Wcale nie dlatego, że jest jakimś przełomem, czy że jest świetnie napisana. Nie. Należy ją przeczytać, żeby zrozumieć, jak wygląda interesujący bohater, nienachalny humor, dobrze opowiedziana historia i brawurowe tempo akcji. Tak wygląda rozrywkowa fantastyka, która spodoba się każdemu, kto ma dość elfów, krasnoludów i innego tałatajstwa.

Pierwsza część przygód Lokiego zawojowała moje serce. "Kłamca 2. Bóg marnotrawny" tylko wzmocnił moje odczucia. I kolejny raz przekonałam się, że kontynuacja może co najmniej trzymać poziom, a nawet być lepsza.

Tym razem książka jest podzielona na dwie odrębne części i składa się z sześciu opowiadań. Pierwsze trzy są ze sobą dość luźno powiązane. Po krótkiej "Okazji", gdzie Kłamczuch pokazuje nam swoje ukryte dotąd oblicze, mamy dwie ciekawe historie. Poznajemy młodą kobietę o imieniu Jenny, która okazuje się być ważną osobą dla samego Wodza - archanioła Michała. Przewrotny los sprawia, że staje się ona ważna również dla Kłamcy, co, jak można się domyślić, Michałowi średnio przypada do gustu.

Jakby tego było mało, Lokiego nawiedza senny koszmar, który nie śnił mu się od bardzo dawna. Przez to Kłamca zaczyna podejrzewać, że wydarzenia sprzed setek lat, których nordycki bóg nie wspomina z sentymentem, mogą mieć związek z jego najnowszym zleceniem. Wraz z nowym znajomym, aniołem stróżem Jeffersonem, Loki pracuje nad sprawą zaginionych części ciał świętych i przez przypadek wpada w sam środek swojego koszmaru ze snów. Z opresji ratuje go Jefferson i "odległość anioła". W pierwszej części książki jest jeszcze jedna warta uwagi opowieść, dzięki której wreszcie wyjaśnia się, o co chodzi z tymi anielskimi piórami, którymi aniołowie płacą Lokiemu!

Kolejne trzy opowiadania są połączone już bardzo ściśle i to właśnie one najbardziej przypadły mi do gustu. Ich bohaterami są bowiem, poza Kłamcą i aniołami, postacie znane z mitologii greckiej. Gdy Loki staje przed wyborem: czy pozbyć się Erosa i Bachusa, którzy przysporzyli mu pracy, czy też pozwolić im na pracę dla aniołów, długo się nie namyśla. Z tej współpracy wynika kilka niespodziewanych sytuacji, dzięki którym nowi wspólnicy nabierają do siebie nieco zaufania i stanowią coraz bardziej zgraną ekipę.

Jak napisałam na wstępie, moja miłość do Lokiego trwa w najlepsze. Uważam, że ta część jest świetnym łącznikiem pomiędzy pierwszym tomem, złożonym z opowiadań, a trzecim, który jest już powieścią. Luźny początek, a potem coraz mocniej splatające się wątki w kolejnych opowiadaniach, dają bardzo dobry efekt. Sam Jakub Ćwiek jest w doskonałej formie, jego odniesienia do popkultury są po prostu fantastyczne. Loki nie traci nic ze swego charakteru i specyficznego uroku, a jego mała kompania to niezwykle barwne postacie, które na pewno jeszcze mogą zaskoczyć. Podoba mi się również zaczerpnięcie motywów z mało znanych wierzeń ludów Afryki i jestem ciekawa, czy autor w kolejnych częściach serii rozwinie ten wątek.

Na przedpremierowe wydanie „Kłamcy 3" trafiłem na Falkonie 2008. Byłem wniebowzięty, że poznam dalsze przygody cyngla skrzydlatych. Jakub Ćwiek w całej serii „Kłamca" stawia na jakość, a nie na ilość. Nie wydaje tyle książek co np. Andrzej Pilipiuk, co pozwala mu zachować względnie równy, wysoki poziom w każdej z powieści.

I tym razem autor mnie nie zawiódł, ale to nie jest sposób prowadzenia fabuły, do którego przywykłem. Zwykle towarzyszyliśmy Lokiemu przez całą książkę. Poprzednie dwie części mogły nosić tytuły: „Z Lokim przez życie 1" i „Z Lokim przez życie 2". Tym razem było to coś zupełnie innego. Cała powieść był podzielona na kilka odrębnych historyjek widzianych oczami zarówno złych i dobrych, aniołów i demonów, ludzi i mitycznych. Składne połączenie tego wszystkiego jest mistrzowskie, jak w książce „Księga Czaszek" Roberta Silverberga.

Teraz odrobinę o samej fabule. Lucyfer wrócił do piekła, ma plan. Nauczył się wiele od swojego „Mistrza z Nazaretu". Chce utrzeć tym na górze nosa. Wyjście jest proste. Najlepiej byłoby się pozbyć Antychrysta, ale tylko Loki może podnieść rękę na człowieka. Kiedy już zjawia się nad łóżeczkiem z niemowlęciem... Nie powiem, co wydarzyło się dalej, ponieważ to trzeba przeczytać. Zdradzę tylko, że elfy są wredne.

Z punktu widzenia językowego, to jest jedna z najlepszych książek, jakie przyszło mi czytać. Choć niewyspany po konwencie chwyciłem za książkę i... przywarłem. Nie było siły na tej ziemi zdolnej do oderwania mnie od lektury. Oczywiście na moje zaczytanie duży wpływ miała fabuła, ale to ten swoisty styl i język Ćwieka sprawił, że obcowanie z tą powieścią było przeżyciem metafizycznym. Jeśli nawet nie kręci Was Angel Fantasy, to w stu procentach do tej książki można podejść jak do pięknego obrazu. Nie jest ważne, co przedstawia - to sposób wykonania zapiera w nas dech.

Podsumowując, to gorąco mogę polecić książkę „Kłamca 3" nie tylko fanom serii, ale również osobom szukającym dobrego Angel fantasty. Oczywiście radzę zacząć serię od początku, bo warto. W pewnych momentach można było odnaleźć podobieństwo do „Siewcy Wiatrów" Kossakowskiej, ale nie zabrakło nowych rozwiązań, bo czy tak naprawdę w apokalipsie mogą walczyć tylko dwie strony?  Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie w książce Jakuba Ćwieka.

Świat stoi na skraju zagłady, po ulicach snują się krwiożercze zgraje zombie, Lucyfer pragnie przejąć władzę, a gdzieś tam w kołysce kwili Antychryst. Loki, czyli tytułowy Kłamca, z wrodzonym sobie wdziękiem próbuje ratować sytuację. O przetrwanie walczą również zastępy anielskie z archaniołami na czele oraz istoty mityczne – wśród nich Eros i Bachus. Do grona bohaterów niespodziewanie dołączają także miłośnicy twórczości Stephena Kinga, których apokalipsa zaskakuje w drodze na spotkanie z pisarzem oraz…przypadkowo wskrzeszona żona Lokiego – Sygin.

Odrobina groteski i całe pokłady ironii i sarkazmu to gwarancja doskonałej zabawy. Ostatnia część „Kłamcy” to bowiem nie literatura najwyższych lotów, która przekazywać ma pewne uniwersalne prawdy, wpajać chwalebną filozofię życiową, czy dawać świadectwo wydarzeniom, które zmieniają oblicze świata. To literatura nastawiona na dawanie czytelnikowi czystej, skondensowanej rozrywki, okraszonej czarnym humorem, licznymi popkulturowymi nawiązaniami i ironią tak ciętą, że aż sprawiającą pewien rodzaj masochistycznej, intelektualnej przyjemności. Ćwiek z każdym kolejnym zdaniem pokazuje, że doskonale włada tworzywem literackim i dokładnie wie, do czego zmierza. A zmierza do zapewnienia czytelnikowi inteligentnej, acz lekkiej i niezobowiązującej rozrywki. Za to właśnie należy mu się gromkie „dzię-ku-je-my!” i pokłon do samej ziemi.

„Kłamca 4: Kill’em All” to również powieść, której nie należy czytać w miejscach publicznych. Ludzie dziwnie patrzą na wariatów, którzy szczerze śmieją się do książki.

Kategoria: światy fantasy | Wyświetleń: 573 | Dodał: Bies6167 | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
Imię *:
Email *:
Kod *: